niedziela, 6 listopada 2011

Yves Rocher, Micellar Cleansing Water

Wodę micelarną z Yves Rocher posiadam w dwóch egzemplarzach. Obydwa są gratisami od firmy - pierwszy w ramach uzbierania odpowiedniej ilości pieczątek na karcie stałego klienta, drugi jako dodatek do zakupów.



To moja pierwsza styczność z tego typu wodą i... jestem bardzo zadowolona. Niewielka ilość skutecznie usuwa  makijaż. Po użyciu skóra jest odświeżona i nie występują żadne podrażnienia. Woda nadaje się również do demakijażu oczu.

Jaki jest minus produktu? Cena. Bez promocji za 200ml musimy zapłacić 37zł. Dla mnie to jednak zbyt wiele, jak na tego typu kosmetyk ;)

piątek, 4 listopada 2011

Bell, Perfect Skin, Utrwalająca baza pod cienie do powiek

Dzięki uprzejmości firmy Bell miałam okazję przetestować kilka ich produktów. Opinią o pierwszym z nich chcę się również podzielić z wami. Jest to Utrwalająca baza pod cienie do powiek z serii Perfect Skin.



W małym zgrabnym opakowaniu dostajemy kosmetyk ważny przez 12 miesięcy od otwarcia. Po odkręceniu wieczka zastajemy plastikową przykrywkę, która chroni opakowanie przed zabrudzeniami. A pod nią nasza baza w delikatnie fioletowym odcieniu. Ci, którzy zarzucają bazie Virtual, że jest zbyt tępa i ciężko się rozprowadza, powinni być usatysfakcjonowani tym produktem. Bell wprowadził bowiem bazę bardziej w formie musu. Z równomiernym nałożeniem nie ma więc najmniejszych problemów. 




Jak ma się kwestia wydajności? Bazy używam niemalże codziennie od ok. 3 tygodni i jak widać, dużo jej nie ubyło. Ale najważniejsze pytanie: jak się spisuje? Dla mnie tak samo dobrze, jak baza Virtual. Cienie mają intensywniejsze barwy, trzymają się powieki przez długie godziny i nie rolują. Same plusy! Nie znam dokładnej ceny produktu, ale google twierdzą, że nie powinien kosztować więcej niż kilkanaście złotych. Według mnie zdecydowanie warto kupić :)

poniedziałek, 31 października 2011

Powrót. Sephora lait lotion, Monoi tiara

Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie było mnie tutaj miesiąc. Najpierw 2 tygodnie na kursie we Włoszech (wspaniałe 2 tygodnie!), a gdy wróciłam, żyłam ciągle (i żyję nadal) wspomnieniami, opowieściami o tym, co się działo i nadrabianiem sytuacji na uczelni. Na bloga nie miałam chwilowo siły, częściowo czasu (bo szybko robi się ciemno, więc ze zdjęciami lepiej się spieszyć) i chęci. Ale już powracam :) Dzisiaj z recenzją mleczka do ciała Sephory.



Jest to wersja mini produktu, jedynie 50ml. Zabrałam ją ze sobą na wyjazd. Nie jest dostępna regularnie w sprzedaży w tej pojemności, a jedynie w okazjonalnych zestawach. Jak na produkt Sephorowy przystało, cena nie zachęca. Pełnowymiarowy produkt (200 lub 250ml) kosztuje ok. 25zł. Dla mnie sporo. Wersja mini pochodzi akurat z wymiany kosmetycznej. Wcześniej miałam styczność z tym produktem w innej wersji zapachowej i... uwielbiam!



Mleczko ma lekką, dość rzadką konsystencję. Bardzo dobrze się wchłania i nawilża skórę. Jeśli ktoś jednak ma problemy z przesuszaniem się jej, obawiam się, że może uznać ten produkt za zbyt mało treściwy. Zapach również jest bardzo przyjemny, a do wyboru mamy aż kilkanaście różnych wersji (od owoców po czekoladę czy kokos), więc każdy powinien odnaleźć coś dla siebie :)

niedziela, 25 września 2011

Kosmetyczka wyjazdowa

Dla większości z was z wakacyjnych wojaży pozostały jedynie wspomnienia i ewentualna opalenizna. Jednak mój główny tegoroczny wyjazd jest dopiero przede mną. Za kilka dni wyruszam na 2 tygodnie do słonecznej Italii. I chociaż celem wyjazdu nie jest wypoczynek, lecz odbycie kursu studenckiego, mam nadzieję, że słoneczna pogoda i międzynarodowe towarzystwo uczynią ten czas wyjątkowym.

Wraz z wyjazdem pojawił się problem zabrania kosmetyków. Ponieważ czeka mnie lot samolotem, muszę się liczyć nie tylko z tym, żeby zajęły mi jak najmniej miejsca, ale również, aby ważyły jak najmniej. Dlatego też postawiłam na miniaturki. Tworząc ten post, mam nadzieję, że może komuś z was pomoże on w przyszłości przy okazji pakowania się. Jednak nie będę ukrywać, liczę też, że będzie on dla mnie pomocny. Bowiem już podczas tworzenia, przypomniało mi się o czymś, co muszę dorzucić do kosmetycznej kupki. Mam też świadomość, że o czymś mogłam najzwyczajniej w świecie zapomnieć, więc jeśli rzuci wam się w oczy brak czegoś, co z całą pewnością byście zabrały ze sobą, piszcie w komentarzach :)

Tak wyglądają produkty razem:


A tak osobno (na zdjęcie nie załapała się miniaturka antyperspirantu Rexony).
Krem matujący Balea - jedyny kosmetyk, którego nie mogę wziąć w wersji mini ;)


Rival de Loop, pianka do mycia twarzy



Rival de Loop, tonik do twarzy


Miniaturki kremów La Roche Posay


Sebamed, szampon do włosów - jedyny, który znalazłam w wersji mini, który nadawał się do włosów przetłuszczających. Tylko obawiam się, czy 50ml wystarczy. Może ktoś ma doświadczenie w tej kwestii? ;)


Miniaturki żeli pod prysznic Dove


Rival de Loop, płyn do demakijażu


Venus, żel do higieny intymnej


Aquafresh3, pasta do zębów


Exclusive, krem do rąk i paznokci


Sephora, balsam do ciała


Przede mną jeszcze kwestia wyboru kosmetyków do makijażu... Zdecydowanie nie lubię pakowania się ;)

piątek, 23 września 2011

Delia Coral Prosilk, 118

Miałam nie kupować przez jakiś czas kosmetyków ponad te niezbędne. Cóż, lakier do paznokci się do nich nie zalicza, ale jednak wpadł w moje ręce za sprawą kuszącej ceny (5,99zł). Koralowy lakier długo chodził mi po głowie, więc oto jest: Delia Coral Prosilk, numer 118.



Lakier bardzo dobrze rozprowadza się po paznokciu. Producent napisał na opakowaniu, żeby nałożyć 2 warstwy, ale już jedna całkiem dobrze kryje. Malowałam je jednak późnym wieczorem przy sztucznym świetle, stąd dla pewności nałożyłam drugą warstwę. W buteleczce pod słońce widać błyszczące drobinki, na paznokciu są jednak prawie niezauważalne. Nie trzeba też długo czekać na wyschnięcie (ale ja używam Nail Teka, który zawsze wysychanie przyspiesza). Z drugiej strony po kilkunastu minutach starła mi się lekko końcówka na jednym paznokciu przy wycieraniu dłoni ręcznikiem. Ponieważ jednak na wszystkich innych nic się nie dzieje, wydaje mi się, że po prostu to był jakiś przypadek ;) Ze swojej strony polecam!

poniedziałek, 19 września 2011

Alterra, Emulsja do ciała trawa cytrynowa i morela

Dzisiaj będzie o produkcie, który zdecydowanie nie podbił mojego serca. Jest nim emulsja do ciała firmy Alterra o zapachu trawy cytrynowej i moreli. 



Emulsję kupiłam zaciekawiona czymś nowym w Rossmannie oraz atrakcyjną promocyjną ceną (ok. 5-6zł). Bardzo szybko przekonałam się, że się nie polubimy. Zapach jest dla mnie natrętny i strasznie chemiczny. Moreli nie wyczuwam tu wcale, trawę cytrynową owszem, ale w nieprzyjemnej postaci. Jednak to co najbardziej zniechęciło mnie do produktu to konsystencja. Mam wrażenie, że jest nieco glutowata. Emulsja ciężko się rozprowadza po ciele i słabo wchłania. Specjalnych właściwości nawilżających również nie zauważyłam.



Oczywiście wpadłam jak zawsze na genialny pomysł pozbycia się czegoś, co mi nie podeszło: oddałam mamie. Wiem, że wszystkie smarowidła do ciała kończą się u niej w szybszym tempie niż u mnie. Z tego powodu zawsze przyjmuje moje wszelakie nietrafione zakupy kosmetyczne, wychodząc z założenia, że i tak jakoś tam je szybko zużyje, nawet gdy nie będą rewelacyjne. Gdy zapytałam ją o opinię na temat tej emulsji... no cóż, w pełni pokrywa się z moją. Raczej szybko po kolejny produkt Alterry do ciała nie sięgnę ;)

środa, 14 września 2011

E.l.f. Mineral eyeshadow, Enchanting

Cień mineralny marki e.l.f. kupiłam jeszcze za czasów, gdy można było zamawiać ze strony brytyjskiej. Podłączyłam się pod zamówienie znajomej wizażanki, a później cieszyłam się ze swojego pierwszego mineralnego kosmetyku w kolorze Enchanting.



To co lubię w ich kosmetykach to opakowania. Stonowane, eleganckie, zdecydowanie przypadają mi do gustu (chociaż z wieloma produktami styczności nie miałam ;)). Małe czarne pudełeczko jest bardzo poręczne i co ważne, cień nie wysypuje się z niego, nie muszę się więc martwić o to, że biorąc go gdzieś ze sobą, cała zawartość torebki/kosmetyczki będzie kolorowa.

Wybierając kosmetyk na stronie, myślałam, że będzie to kolor zbliżony do brzoskwini. W rzeczywistości jest jej połączenie z lekkim brązem i miedzią. Jest jednak delikatny, bardzo dobrze sprawuje się w przypadku dziennych makijaży.




Nie używałam go zbyt często, ale mam niestety wrażenie, że dość szybko zaczyna zbierać się w załamaniu powieki i tracić na intensywności, mimo nałożenia wcześniej bazy. Stąd zaczęłam go ostatnio stosować raczej na te krótsze wyjścia.

niedziela, 11 września 2011

Rimmel, Exaggerate waterproof eye definer, 220 Perfect Plum

Niestety jak przewidziałam, dużo notek się nie pojawi w najbliższym tygodniu. Siedzę już w stolicy bez aparatu i ze zmniejszoną ilością kosmetyków, starając się przygotować do wiszących nade mną zaliczeń. Przed wyjazdem niestety byłam trochę zalatana, udało mi się zrobić zdjęcia tylko dwóm produktom. Jeden z nich prezentuję dzisiaj. Jest to produkt marki Rimmel: Exaggerate waterproof eye definer, odcień 220 Perfect Plum.

Nie wiem, czy ta kredka jest nadal dostępna w sklepach, gdyż nie przyglądałam się bacznie półkom tej firmy ostatnimi czasy (a jeśli już to raczej lakierom). Ja ją kupiłam kilka miesięcy temu przy okazji zakupów w sklepie internetowym Paatal. Skusiła mnie niska cena, gdyż z tego co pamiętam, produkt kosztował ok. 3-4zł. Nawet przez chwilę nie żałowałam tego zakupu :)



Kredka jest wysuwana, co jest wygodnym rozwiązaniem. Ma piękny fioletowy kolor. Jest raczej miękka, dzięki czemu malowanie kresek nie sprawia problemu. Zgodnie z obietnicą producenta jest wodoodporna, żeby ją zbyć niezbędne jest użycie specyfiku do demakijażu. 


 

Dodatkowym plusem jest to, że z drugiej strony ukrywa się... gąbeczka do rozcierania. Pierwotnie była również zatyczka do tej strony, ale niestety na moich zdjęciach jej nie zobaczycie. Musiała mi się kiedyś zgubić. 



Ale to nie koniec niespodzianek. Gąbeczkę można wyjąć i ukazuje nam się temperówka. Dzięki temu zawsze możemy zaostrzyć nasz kosmetyk. 



Jedyny minus, który dostrzegam w produkcie - niestety dość szybko się kończy. Z drugiej jednak strony możemy wtedy kupić i przetestować inną kredkę, nie mając wyrzutów sumienia, że nasza kolekcja rozrasta się w nieprzyzwoicie szybkim tempie ;)

środa, 7 września 2011

Tag 10 pytań kosmetycznych

Zostałam otagowana przez Toaletkę. Sama jednak nie taguję nikogo, kto ma ochotę, niech się czuje otagowany ;)


1.Używasz kolorowych cieni do powiek, czy neutralnych?
Głównie używam wszelakich brązów, bo w nich czuję się najlepiej. Czasem trafi się jakiś inny kolor ;)

2.Co wolisz bardziej pomadkę czy błyszczyk?
Raczej pomadkę. Ostatnio jeszcze bardziej pisaki do ust z limitowanki Essence You Rock!

3.Czy uważasz, że tylko drogie produkty są dobre?
Oczywiście, że nie. Istnieje tyle tanich, a dobrych kosmetyków!

4.Co sądzisz i czy używasz różu do policzków?
Nie używam. Kupiłam raz, ale w ogóle nie był widoczny na twarzy. Może kiedyś się przekonam ;)

5.Jaki produkt jeden produkt kosmetyczny kolorowy zabrałabyś na bezludną wyspę?
Po co komu makijaż na bezludnej wyspie? ;) Ale jeśli już, to zapewne puder matujący.

6.Miałaś kiedykolwiek problemy z cerą? 
Niestety tak.
 
7.Używasz filtrów?
Na plaży ;) Poza nią używałam tylko, gdy stosowałam Effaclar Duo.
 
8.Na jaki produkt kosmetyczny uważasz, że trzeba wydać więcej pieniędzy?
Na taki, dla którego nie jesteśmy w stanie znaleźć
tańszego odpowiednika.
 
9.Co sądzisz o maseczkach i czy ich używasz?  
Używam, ale niespecjalnie regularnie.


10.Jakiej gwiazdy makijaże podobają ci się najbardziej?
Szczerze powiedziawszy nie przywiązywałam do tego uwagi nigdy. Nie śledzę zdjęć gwiazd, przyglądając się makijażom. Czasem zobaczę u kogoś ładny, ale nie jestem w stanie podać jakiegoś konkretnego jednego przykładu.

wtorek, 6 września 2011

Dax Perfecta Maseczka oczyszczająca i normalizująca skórę

Rzadko zdarza się, żebym kosmetykowi nie dała nawet drugiej szansy. Jednak tak się stało w przypadku tej maseczki.



Producent zapewnia, że maseczka pochłania nadmiar sebum, zapobiega błyszczeniu się skóry , usuwa toksyny, zatkane pory i działa antypodrażnieniowo. Sęk w tym, że właśnie ten produkt podrażnił moją cerę. Nie wykluczam, że mogę być odrobinę sama sobie winna. Maseczka przeznaczona jest bowiem do cery mieszanej, ja mam raczej tłustą, z tym że strefa T mimo wszystko się trochę wyróżnia. Maseczkę zostawia się na skórze na 10min, następnie wykonuje masaż twarzy i zmywa. Jest to jednak bardzo utrudnione, ja musiałam się wspomóc zmoczonymi wacikami, inaczej obawiam się, że stałabym nad umywalką godzinami, zanim bym ją usunęła z twarzy. Ponadto miałam uczucie strasznie ściągniętej i suchej skóry, użycie kremu nawilżającego niewiele to złagodziło. Największy problem pojawił się jednak następnego dnia. Wyskoczyły mi czerwone niewielkie lekko wypukłe placki. Nie były na całe szczęście mocno widoczne, ale trzymały się mnie kilka dni. Dlatego niestety tej maseczce już podziękuję ;)

Jeśli ktoś chciałby ją przygarnąć, jest dostępna na moim wątku wymiankowym tutaj. W podpisie znajdziecie też linki do innych wątków z rzeczami na wymianę. Propozycje proszę zgłaszać na maila, mogę również każdą z tych rzeczy wam odsprzedać bezpośrednio lub poprzez Allegro (gdzie nadal trwa wyprzedaż niektórych przedmiotów - banerek z boku).

P.S. Nie wiem, jak będzie z moją aktywnością tutaj w najbliższym czasie. Niestety w tym roku dopadła mnie kampania wrześniowa. Za kilka dni obieram kierunek stolica i nie zabieram ze sobą aparatu. Postaram się jednak zrobić wcześniej jakieś zdjęcia i może coś się uda wrzucić :)

czwartek, 1 września 2011

Stawiam na fiolet, czyli lakier Bell Fashion colour nr 306

Nie mogłam się zdecydować, na jaki kolor pomalować paznokcie. Stwierdziłam, że może zerknę, jakie lakiery stoją u mamy i znalazłam swój zapomniany Bell Fashion colour nr 306. Kupiłam go kiedyś przy okazji jakiejś promocji, później pożyczyła go ode mnie mama i tak jakoś u niej został ;) Uznałam, że warto przypomnieć sobie, jak prezentuje się na paznokciach.



Oto i efekt. Przy jednej warstwie kolor przypomina bardziej róż z nutą fioletu. Druga warstwa jest jednak niezbędna, bo przy jednej występują spore prześwity. Wówczas kolor staje się już zdecydowanie fioletem, choć wciąż z lekkim różowym akcentem. Malowanie nie sprawia problemów, lakier dobrze się rozprowadza, nie powstają grudki czy zacieki (chociaż miałam kiedyś inny kolor i były z tym trochę problemy). Duży plus za to, że szybko wysycha. Cena: do 10zł, dokładnie nie pamiętam, w promocjach widziałam i po ok. 6zł. Ze swojej strony polecam :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Douglasowe dylematy

W internetowym Douglasie trwa właśnie promocja. Nowo zarejestrowani klienci otrzymują rabat w wysokości 40zł na dowolne zakupy. Można więc kupić coś nawet za mniej niż 40zł i zapłacić jedynie za wysyłkę (13,50zł). Szczegóły promocji znajdziecie tutaj. Od wczoraj siedzę i głowię się, co by tutaj zamówić. Najgorsze, że nic nie jest mi potrzebne, ale oczywiście takiej promocji nie można przegapić ;)

Po głowie chodzi mi jakiś lakier OPI. Np. Meet me on the star ferry
Albo któryś z pękających lakierów Isadory. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji. A wy coś polecacie? Może już się na jakiś produkt skusiłyście? :)

P.S. Coś mi się kompletnie pomieszało w głowie, bo promocja trwa nie do końca tygodnia, a do dzisiaj! Także spieszcie się, jeśli chcecie skorzystać :) 

P.S.2 Już wiem - nic mi się nie pomieszało, po prostu został zmieniony regulamin. Widocznie za dużo chętnych osób się znalazło ;)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Ziaja Med, Kuracja antybakteryjna, Krem redukujący trądzik

Dzisiaj na tapetę idzie polski kosmetyk - Ziaja Med, kuracja antybakteryjna, krem redukujący trądzik.



Wpadł mi w ręce spory czas temu w Super-pharmie. Nie pamiętam jego ceny, jednak jako że to Ziaja, z całą pewnością nie kosztował wiele. Ponieważ moja cera ma skłonności do trądziku, postanowiłam go przetestować. 
Po otwarciu zastajemy lekki krem o zielonkawo-niebieskiej barwie i odrobinę nieprzyjemnym sztucznym zapachu. Po roztarciu zostawia świecącą się warstwę, stąd nie nadaje się kompletnie do używania w ciągu dnia.




Co obiecuje producent? Normalizację pracy gruczołów łojowych, przyspieszenie złuszczania warstwy rogowej naskórka, ograniczenie rozwoju bakterii i zmniejszenie możliwości powstawania zaskórników. Sporo. Szkoda tylko, że są to jedynie obiecanki. Szczerze powiedziawszy, nie zauważyłam, żeby krem działał w jakikolwiek sposób. Stosuję i stosuję, a na mojej skórze dzieje się, co chce, czyli raz jest lepiej, raz gorzej ;) Dobrze przynajmniej, że nie zauważyłam żadnych skutków niepożądanych. Ale to trochę za mało... ;)

sobota, 27 sierpnia 2011

Balea, Aroma Dusch Peeling, Fresh Grapefruit

Peeling marki Balea kupiłam podczas mojej wizyty w Czechach. W zasadzie kompletnie w ciemno. Jestem kompletnie zachwycona!



Przede wszystkim zapach, który przypomina mi dzieciństwo. Dla mnie nie jest to świeży grejpfrut, ale zapach... Ptysia. Nie wiem, czy ktokolwiek z was pamięta, ale jeszcze jakieś 15 lat temu były dostępne w sklepach napoje nazywające się Ptyś. Sprzedawane były w dużych (1,5 lub 2l) szklanych butelkach i miały metalowe kapsle. Bardzo lubiłam ten napój i szkoda, że już go nigdzie nie ma. Jego powrót byłby dla mnie takim samem hitem jak powrót Frugo (czarne - ubóstwiam!).

Drobinek niby nie widać bardzo dużo, ale są świetnie odczuwalne i ostre. Jeśli ktoś nie lubi mocnych peelingów, tego może nie polubić ;) Ja właśnie wolę ździeraki ;) Poza tym peeling jest bardzo wydajny.



Jedyny minus produktu to jego niedostępność w Polsce. Produkty Balea można bowiem kupić w drogeriach DM. Żałuję, że nie zaopatrzyłam się w większą ilość kosmetyku, bo nie wiem, kiedy będę miała ponowną możliwość zakupu. Żal jest tym większy, że na 200ml produktu zapłaciłam 60 koron czeskich, co po przeliczeniu daje ok. 6zł.

Na koniec chciałam przypomnieć o trwających aukcjach na Allegro klik. Dodatkowo zachęcam do przejrzenia moich wątków wymiankowych klik, klik oraz klik. Gdybyście były czymś zainteresowane, zapraszam do kontaktu mailowego :) 

czwartek, 25 sierpnia 2011

Colour alike nr 20 + ogłoszenia

Dzisiaj chciałam wam zaprezentować lakier do paznokci Colour alike, odcień nr 20.

Lakier dobrze się rozprowadza na paznokciu (ja co prawda miałam drobne problemy, ale mam już naprawdę długo ten lakier, więc wynikają one jedynie z sędziwego jak na taki produkt wieku). W zasadzie jedna warstwa wystarcza, drugą można nałożyć, ale nie jest konieczna (na zdjęciu tylko jedna). Ogromnym plusem jest to, że bardzo szybko wysycha i raczej nie jest z tych odgniatających się później na poduszce. Paznokcie pomalowałam wczoraj wieczorem, odprysków póki co na szczęście żadnych nie ma (a u mnie to sukces :P). Opakowanie wygląda estetycznie. Cena nie przeraża (8zł), chociaż ja dostałam go w nagrodę za wymyślenie nazwy dla jednego z lakierów Barbra ;) 
Na uwagę zasługuje też kolor - ciężko go sklasyfikować. Nie jest to ani beż, ani róż, ani brąz, raczej coś pomiędzy.  A i tak odnoszę wrażenie, że zmienia się w zależności od światła. Jedyna wada, którą kiedyś odkryłam - lakier nie chce w ogóle współpracować z top coatem matującym Essence. Zaczyna się ciągnąć, rozmazywać i wszelkie moje próby zmatowienia go kończyły się na zmywaniu paznokci.


A teraz ogłoszenia:

Jeśli właśnie chciałyście wyrzucić stary wyschnięty tusz lub taki zużyty albo jakiś, który okazał się kompletnym niewypałem - nie róbcie tego! W Sephorze trwa promocja, dzięki której wymienicie go na miniaturkę tuszu Clinique zupełnie za darmo. Trwa do 4 września lub do wyczerpania zapasów, więc spieszcie się! ;)

Na koniec chciałam was zachęcić do obejrzenia moich aukcji na Allegro. kliknij tutaj Wystawiłam trochę kosmetyków, ubrań i innych różności. Bardzo możliwe, że pojawią się tam kolejne rzeczy. Może akurat coś wam wpadnie w oko ;)


czwartek, 18 sierpnia 2011

Scholl, Krem regenerujący popękane pięty

Blogspot odmawiał mi dzisiaj współpracy i obawiałam się, że nowej notki nie będzie, ale na szczęście w końcu się udało. Tak więc dzisiaj recenzja kremu regenerującego popękane pięty firmy Scholl.


Krem, jak już wiecie, kupiłam w Biedronkowej promocji wraz z pumeksem. 60ml prawdziwego cuda. Producent zapewnia widoczną poprawę już po 3 dniach stosowania. I co? Fałsz! Ja poprawę zauważyłam praktycznie po 1 dniu! Producent zapewnia efekt gładkich pięt już po 7 dniach. No cóż, pięty może idealnie gładkie nie były, ale wyglądały dobrze i w dotyku były o wiele bardziej przyjemne niż przed rozpoczęciem kuracji. Skóra uległa wyraźnemu zmiękczeniu i poprawie. Jeśli ktoś ma problem z szorstkimi piętami, twardą i nieprzyjemną skórą na nich, zdecydowanie polecam.

Co do samego kremu - jest bezzapachowy i ma raczej tłustą konsystencję. Jest również hipoalergiczny. Producent zaleca stosowanie 2 razy dziennie. Przyznam szczerze, że zdarzało mi się zapomnieć o nim czasem rano, a i tak są świetne efekty. 



czwartek, 11 sierpnia 2011

Essence, Ballerina Backstage, Eye Souffle

Ten cień siedział mi w głowie i nie chciał z niej wyjść. Rozsądek kazał mi jednak go sobie odpuścić, bo po co mi kolejny w takiej tonacji. Napomknęłam o nim przypadkiem mamie, a ta po moim opisie postanowiła go sobie kupić. Tak więc nabytek do mnie nie należy, ale jak najbardziej mogę wam go pokazać, a także sama używać od czasu do czasu ;) Oto i on: cień z limitowanej kolekcji Essence Ballerina Backstage w odcieniu 02 Pas Des Cooper.


Bardzo podoba mi się design tej limitowanki. Opakowanie jest eleganckie i dobrze wykonane. 


Szkoda jedynie, że ciężko przez nie obejrzeć kolor (z boku również nie jest widoczny), ale to akurat głównie problem podczas zakupów, gdyż nie ma testerów.


Taki widok zastajemy po otwarciu. Piękny złocisty brąz, czyli coś co lubię na swoich powiekach.


A tak prezentuje się swatch na dłoni. Złocisty brąz z miedzianą nutą. W rzeczywistości prezentuje się dość intensywnie, cień jest dobrze napigmentowany i widać, że wystarczy na długo. Powinien być również bardzo trwały (chociaż ja i tak zawsze używam bazy pod cienie), ponieważ gdy po zrobieniu zdjęć chciałam umyć ręce, nie chciał zejść z łatwością. Moje ogólne wrażenie: zdecydowanie na tak!

wtorek, 9 sierpnia 2011

Mrs. Potter's, Szampon z arniką

Tak jak już ostatnio wspominałam, często zmieniam szampony do włosów, żeby nie przyzwyczaić ich do jednego. Wybierając je w sklepie, dyskwalifikuję wszystkie nieprzeznaczone do włosów przetłuszczających się, bo używając takich, wyglądam jakbym wcale ich nie umyła. Na szampon Mrs Potter's z arniką skusiłam się ze względu na dużą pojemność (500ml) i niedużą cenę (nie pamiętam dokładnie, na pewno poniżej 10zł).


Napis na przodzie głosi, że szampon nadaje świeżość i puszystość. Bzdura. Po jego użyciu włosy nie chciały wytrzymać w stanie chociażby przyzwoitym większości dnia. A z reguły... no cóż, już po wyschnięciu wyglądały niezbyt świeżo. Nie to jednak okazało się najgorsze. Produkt ten wywoływał u mnie łupież. Jako że co jakiś czas pojawia się u mnie z nim problem, myślałam pierwotnie, że pewnie to kolejny nawrót i trzeba sięgnąć po leczniczy szampon. Ale po pewnym czasie zauważyłam, zapewne dlatego, że używałam tego szamponu jedynie wracając do domu na weekend, że łupież jest widoczny jedynie przy jego stosowaniu. Wracając do innego szamponu, problem znika. 

Brak świeżości i skutki uboczne zdecydowanie go u mnie dyskwalifikują. Nie pomaga tutaj w miarę przyjemny zapach.

P.S. Przepraszam za otwartą butelkę na zdjęciu, ale... zamknięcie się popsuło. Kolejny negatyw produktu...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Biedronka, część 2

Dzisiaj znów wylądowałam w Biedronce, tym razem innej, tym razem z mamą. Efektem są kolejne zakupy, sponsorowane przez nią. Bardzo chciałam dostać żel do twarzy, ale poprzednio go nie było. Tutaj się uchowały, więc wzięłam jeden. A do tego 3 mydełka, które skusiły mnie wypustkami po jednej stronie. Póki co lądują w zapasach.


Jako że kosmetyki trzeba też gdzieś przechowywać, dorwałam ten oto kuferek za 19,99zł. Hawajski motyw przywołuje wakacyjne skojarzenia.


Ten zakup zmobilizował mnie do zrobienia porządków, także lecę dalej układać, przekładać i usuwać zbędne rzeczy. A jutro wrócę tutaj, tym razem z jakąś nową recenzją :)