niedziela, 6 listopada 2011

Yves Rocher, Micellar Cleansing Water

Wodę micelarną z Yves Rocher posiadam w dwóch egzemplarzach. Obydwa są gratisami od firmy - pierwszy w ramach uzbierania odpowiedniej ilości pieczątek na karcie stałego klienta, drugi jako dodatek do zakupów.



To moja pierwsza styczność z tego typu wodą i... jestem bardzo zadowolona. Niewielka ilość skutecznie usuwa  makijaż. Po użyciu skóra jest odświeżona i nie występują żadne podrażnienia. Woda nadaje się również do demakijażu oczu.

Jaki jest minus produktu? Cena. Bez promocji za 200ml musimy zapłacić 37zł. Dla mnie to jednak zbyt wiele, jak na tego typu kosmetyk ;)

piątek, 4 listopada 2011

Bell, Perfect Skin, Utrwalająca baza pod cienie do powiek

Dzięki uprzejmości firmy Bell miałam okazję przetestować kilka ich produktów. Opinią o pierwszym z nich chcę się również podzielić z wami. Jest to Utrwalająca baza pod cienie do powiek z serii Perfect Skin.



W małym zgrabnym opakowaniu dostajemy kosmetyk ważny przez 12 miesięcy od otwarcia. Po odkręceniu wieczka zastajemy plastikową przykrywkę, która chroni opakowanie przed zabrudzeniami. A pod nią nasza baza w delikatnie fioletowym odcieniu. Ci, którzy zarzucają bazie Virtual, że jest zbyt tępa i ciężko się rozprowadza, powinni być usatysfakcjonowani tym produktem. Bell wprowadził bowiem bazę bardziej w formie musu. Z równomiernym nałożeniem nie ma więc najmniejszych problemów. 




Jak ma się kwestia wydajności? Bazy używam niemalże codziennie od ok. 3 tygodni i jak widać, dużo jej nie ubyło. Ale najważniejsze pytanie: jak się spisuje? Dla mnie tak samo dobrze, jak baza Virtual. Cienie mają intensywniejsze barwy, trzymają się powieki przez długie godziny i nie rolują. Same plusy! Nie znam dokładnej ceny produktu, ale google twierdzą, że nie powinien kosztować więcej niż kilkanaście złotych. Według mnie zdecydowanie warto kupić :)

poniedziałek, 31 października 2011

Powrót. Sephora lait lotion, Monoi tiara

Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie było mnie tutaj miesiąc. Najpierw 2 tygodnie na kursie we Włoszech (wspaniałe 2 tygodnie!), a gdy wróciłam, żyłam ciągle (i żyję nadal) wspomnieniami, opowieściami o tym, co się działo i nadrabianiem sytuacji na uczelni. Na bloga nie miałam chwilowo siły, częściowo czasu (bo szybko robi się ciemno, więc ze zdjęciami lepiej się spieszyć) i chęci. Ale już powracam :) Dzisiaj z recenzją mleczka do ciała Sephory.



Jest to wersja mini produktu, jedynie 50ml. Zabrałam ją ze sobą na wyjazd. Nie jest dostępna regularnie w sprzedaży w tej pojemności, a jedynie w okazjonalnych zestawach. Jak na produkt Sephorowy przystało, cena nie zachęca. Pełnowymiarowy produkt (200 lub 250ml) kosztuje ok. 25zł. Dla mnie sporo. Wersja mini pochodzi akurat z wymiany kosmetycznej. Wcześniej miałam styczność z tym produktem w innej wersji zapachowej i... uwielbiam!



Mleczko ma lekką, dość rzadką konsystencję. Bardzo dobrze się wchłania i nawilża skórę. Jeśli ktoś jednak ma problemy z przesuszaniem się jej, obawiam się, że może uznać ten produkt za zbyt mało treściwy. Zapach również jest bardzo przyjemny, a do wyboru mamy aż kilkanaście różnych wersji (od owoców po czekoladę czy kokos), więc każdy powinien odnaleźć coś dla siebie :)

niedziela, 25 września 2011

Kosmetyczka wyjazdowa

Dla większości z was z wakacyjnych wojaży pozostały jedynie wspomnienia i ewentualna opalenizna. Jednak mój główny tegoroczny wyjazd jest dopiero przede mną. Za kilka dni wyruszam na 2 tygodnie do słonecznej Italii. I chociaż celem wyjazdu nie jest wypoczynek, lecz odbycie kursu studenckiego, mam nadzieję, że słoneczna pogoda i międzynarodowe towarzystwo uczynią ten czas wyjątkowym.

Wraz z wyjazdem pojawił się problem zabrania kosmetyków. Ponieważ czeka mnie lot samolotem, muszę się liczyć nie tylko z tym, żeby zajęły mi jak najmniej miejsca, ale również, aby ważyły jak najmniej. Dlatego też postawiłam na miniaturki. Tworząc ten post, mam nadzieję, że może komuś z was pomoże on w przyszłości przy okazji pakowania się. Jednak nie będę ukrywać, liczę też, że będzie on dla mnie pomocny. Bowiem już podczas tworzenia, przypomniało mi się o czymś, co muszę dorzucić do kosmetycznej kupki. Mam też świadomość, że o czymś mogłam najzwyczajniej w świecie zapomnieć, więc jeśli rzuci wam się w oczy brak czegoś, co z całą pewnością byście zabrały ze sobą, piszcie w komentarzach :)

Tak wyglądają produkty razem:


A tak osobno (na zdjęcie nie załapała się miniaturka antyperspirantu Rexony).
Krem matujący Balea - jedyny kosmetyk, którego nie mogę wziąć w wersji mini ;)


Rival de Loop, pianka do mycia twarzy



Rival de Loop, tonik do twarzy


Miniaturki kremów La Roche Posay


Sebamed, szampon do włosów - jedyny, który znalazłam w wersji mini, który nadawał się do włosów przetłuszczających. Tylko obawiam się, czy 50ml wystarczy. Może ktoś ma doświadczenie w tej kwestii? ;)


Miniaturki żeli pod prysznic Dove


Rival de Loop, płyn do demakijażu


Venus, żel do higieny intymnej


Aquafresh3, pasta do zębów


Exclusive, krem do rąk i paznokci


Sephora, balsam do ciała


Przede mną jeszcze kwestia wyboru kosmetyków do makijażu... Zdecydowanie nie lubię pakowania się ;)

piątek, 23 września 2011

Delia Coral Prosilk, 118

Miałam nie kupować przez jakiś czas kosmetyków ponad te niezbędne. Cóż, lakier do paznokci się do nich nie zalicza, ale jednak wpadł w moje ręce za sprawą kuszącej ceny (5,99zł). Koralowy lakier długo chodził mi po głowie, więc oto jest: Delia Coral Prosilk, numer 118.



Lakier bardzo dobrze rozprowadza się po paznokciu. Producent napisał na opakowaniu, żeby nałożyć 2 warstwy, ale już jedna całkiem dobrze kryje. Malowałam je jednak późnym wieczorem przy sztucznym świetle, stąd dla pewności nałożyłam drugą warstwę. W buteleczce pod słońce widać błyszczące drobinki, na paznokciu są jednak prawie niezauważalne. Nie trzeba też długo czekać na wyschnięcie (ale ja używam Nail Teka, który zawsze wysychanie przyspiesza). Z drugiej strony po kilkunastu minutach starła mi się lekko końcówka na jednym paznokciu przy wycieraniu dłoni ręcznikiem. Ponieważ jednak na wszystkich innych nic się nie dzieje, wydaje mi się, że po prostu to był jakiś przypadek ;) Ze swojej strony polecam!

poniedziałek, 19 września 2011

Alterra, Emulsja do ciała trawa cytrynowa i morela

Dzisiaj będzie o produkcie, który zdecydowanie nie podbił mojego serca. Jest nim emulsja do ciała firmy Alterra o zapachu trawy cytrynowej i moreli. 



Emulsję kupiłam zaciekawiona czymś nowym w Rossmannie oraz atrakcyjną promocyjną ceną (ok. 5-6zł). Bardzo szybko przekonałam się, że się nie polubimy. Zapach jest dla mnie natrętny i strasznie chemiczny. Moreli nie wyczuwam tu wcale, trawę cytrynową owszem, ale w nieprzyjemnej postaci. Jednak to co najbardziej zniechęciło mnie do produktu to konsystencja. Mam wrażenie, że jest nieco glutowata. Emulsja ciężko się rozprowadza po ciele i słabo wchłania. Specjalnych właściwości nawilżających również nie zauważyłam.



Oczywiście wpadłam jak zawsze na genialny pomysł pozbycia się czegoś, co mi nie podeszło: oddałam mamie. Wiem, że wszystkie smarowidła do ciała kończą się u niej w szybszym tempie niż u mnie. Z tego powodu zawsze przyjmuje moje wszelakie nietrafione zakupy kosmetyczne, wychodząc z założenia, że i tak jakoś tam je szybko zużyje, nawet gdy nie będą rewelacyjne. Gdy zapytałam ją o opinię na temat tej emulsji... no cóż, w pełni pokrywa się z moją. Raczej szybko po kolejny produkt Alterry do ciała nie sięgnę ;)

środa, 14 września 2011

E.l.f. Mineral eyeshadow, Enchanting

Cień mineralny marki e.l.f. kupiłam jeszcze za czasów, gdy można było zamawiać ze strony brytyjskiej. Podłączyłam się pod zamówienie znajomej wizażanki, a później cieszyłam się ze swojego pierwszego mineralnego kosmetyku w kolorze Enchanting.



To co lubię w ich kosmetykach to opakowania. Stonowane, eleganckie, zdecydowanie przypadają mi do gustu (chociaż z wieloma produktami styczności nie miałam ;)). Małe czarne pudełeczko jest bardzo poręczne i co ważne, cień nie wysypuje się z niego, nie muszę się więc martwić o to, że biorąc go gdzieś ze sobą, cała zawartość torebki/kosmetyczki będzie kolorowa.

Wybierając kosmetyk na stronie, myślałam, że będzie to kolor zbliżony do brzoskwini. W rzeczywistości jest jej połączenie z lekkim brązem i miedzią. Jest jednak delikatny, bardzo dobrze sprawuje się w przypadku dziennych makijaży.




Nie używałam go zbyt często, ale mam niestety wrażenie, że dość szybko zaczyna zbierać się w załamaniu powieki i tracić na intensywności, mimo nałożenia wcześniej bazy. Stąd zaczęłam go ostatnio stosować raczej na te krótsze wyjścia.