Rzadko bywam w Biedronce, bo po prostu mi do niej niezbyt po drodze. Jednak wczoraj na blogach kilku z was ujrzałam produkty kosmetyczne, które mnie zaciekawiły. Stąd też moja poranna wizyta w tym sklepie. Oto co kupiłam:
Wygładzające Serum do rąk BeBeauty.
Już czuję, że się polubimy (tak jak lubiłam się z kremem do rąk tej firmy, który miałam spory czas temu ;)). Serum pachnie obłędnie! Świeżo, ale zdecydowanie nie cytrusowo. Sam zapach utrzymuje się długo na rękach. Zawiera naturalne składniki roślinne: ekstrakt z bawełny, wyciąg z czerwonej koniczyny, ekologiczny wyciąg torfowy i dodatkowo keratynę. Bardzo łatwo się wsmarowuje w skórę, nie zostawia uczucia lepkości, za to bardzo dobrze nawilża. Kosztuje ok. 5zł.
Scholl, Krem regenerujący popękane pięty wraz z pumeksem. Pięty to moja zmora, zatem skusiłam się na ten zestaw za bodajże 15 czy 16zł. Producent zapewnia widoczną poprawę już po 3 dniach, natomiast efekt gładkich pięt po 7. Trzymam za słowo! ;)
2 pudry do kąpieli - wiedziałam, że muszę je wziąć. Nigdy nie miałam takiego cuda, więc bardzo chętnie przetestuję, zwłaszcza, że kosztują 1,99zł. Wybrałam zapachy: lime & basil oraz cherry blossom & green tea. Jest jeszcze wersja czekolada & pomarańcza, ale ja już się przekonałam, że czekoladę wolę jeść niż mieć ją w kosmetykach ;)
Na koniec prezentuję zestaw żeli pod prysznic Luksja za jedyne 9,99zł. Żele tej firmy już miałam i przypadły mi do gustu: dobrze się pieniły, nie wysuszały skóry i miały świeże zapachy. Szkoda by więc było nie skorzystać z takiej oferty (chociaż tego z miętą używać nie będę - nie lubię mięty pod żadną postacią). Niestety moja mama nie uznała tego zakupu za trafiony, bowiem w kolejce czekają już 3 inne żele + jeden prawie nowy w użyciu i kilka miniaturek :P).
Ptaszki ćwierkały, że pojawiła się również w Douglasach nowa limitowana kolekcja Essence: Ballerina Backstage. Nie byłabym sobą, gdybym nie udała się jej obejrzeć. Stand był nietknięty poza pomarańczowymi lakierami do paznokci, których nie było wcale. I tutaj uwaga, uwaga: nie kupiłam sobie nic! Tester był tylko z różu, który mnie nie interesował. Byłam ciekawa cieni w musie, ale przez opakowanie ciężko było chociażby zerknąć na kolor. Błyszczyki nie wyglądały zbyt ciekawie, a z lakierów podobały mi się dwa: pastelowy róż i fiolet. Z tym że takie odcienie różu nie wyglądają u mnie dobrze, a fiolet... pewnie bym się skusiła, gdyby nie to, że miałam akurat pomalowane paznokcie innym lakierem Essence: Colour & go w odcieniu 20 Go wild. Wydało mi się, że są one do siebie bardzo zbliżone.
A co do limitowanek: pojawiła się również zapowiedź limitowanych kremów do rąk Essence z kolekcji zimowej. Mają się nazywać Little Bakery. Dostępne będą 2 wersje: malinowo-czekoladowe ciasteczko, truskawkowo-śmietankowa babeczka i waniliowa szarlotka.
Ja jednak raczej ich nie kupię, bo zawiodłam się na kremach z tegorocznej zimowej edycji.
Kupiłam wszystkie 3 wersje i nie mogę zmęczyć jednego kremu (czerwony oddałam mamie, pomarańczowy pewnie również jej podaruję, bo ona zużywa je znacznie szybciej ode mnie). Jest dla mnie zbyt 'tępy', kiepsko nawilża, a zapachy wydają mi się trochę zbyt chemiczne. Z drugiej strony kto wie, może tegoroczne będą inne ;)
Jeszcze nie na całe ciało, ale spróbowałam na dłoniach. Gdybym je miała ustawić od najostrzejszego to pierwszy jest Joanna Fruit Fantasy gruboziarnisty, biedronkowy :), Joanna Naturia peeling myjący.
OdpowiedzUsuńAleż mamy odmienny gust, ja uwielbiam żel miętowy Luksja i kremy do rąk Essence. :)
OdpowiedzUsuńMięta nie pasuje mi od zawsze i już nic na to nie poradzę :P Ani herbaty miętowej nie wypiję, ani nawet gumy nie wezmę, no nic.
OdpowiedzUsuńserum pokochałam od pierwszego użycia. czyli od wczoraj ;) a mięty też nie znoszę :P jeszcze w gumie i w paście do zębów ujdzie, ale herbaty nie ruszę :P
OdpowiedzUsuń